Co zobaczyć w Pizzo? | Kalabria przewodnik

Pizzo

W Pizzo, którego drogi są niepoważnie wąskie, zajęło nam chwilę znalezienie miejsca parkingowego. Podstawowe manewry sprawiały trudność, a o zaparkowaniu auta w sensownym miejscu można było pomarzyć. Jakieś 20 minut później udało nam się znaleźć parking, na którym w dodatku zwolniło się właśnie miejsce w cieniu.

Pizzo to niewielkie miasteczko z typowo włoskim klimatem. Urocze, małe kamieniczki i wąskie ulice są bardzo charakterystyczne dla włoskiej architektury.

Plac Główny

Przeszliśmy się po centrum docierając do głównego placu, gdzie w każdej kawiarni można spróbować tradycyjnego dla Pizzo deseru – lodów Tartufo di Pizzo. Prawdziwe Tartufo zjecie tylko tutaj.

Lody formowane są ręcznie w kulę, a w środku umieszczany jest owoc, syrop lub płynna czekolada. Historia stworzenia tego wyjątkowego deseru jest całkiem zabawna, bo jak zapewne z wieloma pysznymi przepisami był to całkowity przypadek.

Twórcą jest znany we Włoszech cukiernik Don Pippo de Maria, który w 1952 roku organizował wielkie weselne przyjęcie. W trakcie wydarzenia zorientował się, że zabrakło foremek do porcjowania lodów. W desperacji uformował na swej dłoni z lodów kulkę, którą wypełnił płynną czekoladą, następnie zawinął w papier i włożył do zamrażarki. Goście zachwycali się lodami z niespodzianką w środku, bo czekolada zachowała płynną konsystencję. Don Pippo de Maria odniósł ogromny sukces i już wkrótce pojawili się w Pizzo jego naśladowcy. Lodziarnie w centrum Pizzo zaczęły powstawać jedna obok drugiej, a każda z nich, podobnie zresztą jak Don Pippo de Maria, strzegła swojej receptury. I tak jest do dziś.

Następnie udaliśmy się drogą prowadzącą w dół miasteczka i doszliśmy do pięknej, małej plaży. Oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić zanurzenia stóp w morzu Tyrreńskim.

Castello Murat

Główną atrakcją miasteczka jest zamek zbudowany przez Ferdynanda I Aragońskiego w XV wieku. Kilkaset lat później Murat, jeden z najsłynniejszych generałów Napoleona, był w zamku więziony i później rozstrzelany. Wewnątrz znajduje się ekspozycja przedstawiająca figury woskowe żołnierzy i więźniów. Wejście kosztuje symboliczne 2 euro.

Po zwiedzeniu zamku zdecydowaliśmy udać się na nocleg do Capo Vaticano. Villa Basilio okazała się być dokładnie taka jak na zdjęciach – klimatyczna, przytulna i bardzo włoska! Rewelacyjny standard a przy tym domowa atmosfera, którą otoczył nas host Riccardoi już wiedzieliśmy, że to był najlepszy wybór. Z Riccardo spędziliśmy podczas naszego wyjazdu sporo więcej czasu, o czym dowiecie się w dalszych postach.

Najwspanialszym elementem naszego pokoju był balkon z niesamowitym widokiem na miasteczko i morze.

Tego dnia wybraliśmy się jeszcze na wieczorny spacer, gdzie udało nam się uchwycić dymiący wulkan Stromboli. Powinniśmy tutaj wspomnieć, że Wyspy Liparyjskie są najbardziej aktywnym sejsmicznie obszarem w tej części Europy. Do tego najbliżej od nich położonym punktem lądowym jest właśnie Capo Vaticano!

Po spacerze byliśmy już bardzo głodni, więc rozpoczęliśmy poszukiwania lokalnej knajpy.  Jadąc główną drogą prowadzącą nad samo morze, zwróciliśmy uwagę na restaurację Happy Days i bez zastanawiania zdecydowaliśmy się zjeść właśnie tu. Staranność kelnerów i obsługa stojąca przy nas na baczność sugerowały co najmniej ekskluzywną restaurację, ceny były jednak bardzo przystępne. W karcie można było znaleźć wszystko, na co tylko miało się ochotę. Tego wieczora zamówiliśmy miecznika z frytkami, grillowanego bakłażana oraz gnocchi w sosie pomidorowym.

Do Happy Days wracaliśmy jeszcze kilka razy bo zawsze czuliśmy się tam świetnie i każde jedno danie było wręcz rewelacyjne. Z czystym sumieniem możemy polecić Wam tę restaurację, jeśli kiedykolwiek będziecie w okolicy.

Doświadczajcie z nami!

Relacjonowali Wam: Julia i Przemysław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *