Kto nie słyszał o mitycznej górze Olimp, zamieszkiwanej przez antycznych bogów? Podobno na samym szczycie znajdował się pałac gromowładnego Zeusa! Legenda głosi, że jeśli śmiertelnik wybierze się na wycieczkę na szczyt, już nigdy z góry nie wróci. Przynajmniej nie żywy 🙂 My jednak stwierdziliśmy, że spróbujemy szczęścia!
Olimp, czyli najwyższy masyw górski Grecji, jest widoczny z wielu miejsc na Półwyspie Chalcydyckim. Relaksując się na plaży w Nea Kalikratia, to właśnie Olimp mogliśmy podziwiać na horyzoncie. Jako, że udało nam się już magicznym sposobem wypożyczyć samochód (dokładną historię poznasz klikając: tu!), zdecydowaliśmy wybrać się w podróż w nieznane!
Droga na szczyt okazała się usłana przeszkodami. Na górskich terenach w tej okolicy o zasięgu można pomarzyć. Mapy google kilkukrotnie przeliczały nam trasę na inną, po czym zasugerowały cofnięcie o 50 km. Prowadziły nas przez nieprzejezdne drogi, przez co później znowu musieliśmy nadrabiać kilometrów. Nie przejmowaliśmy się tym jednak zbytnio i napawaliśmy pięknem natury. Widoki, które w tej podróży nam towarzyszyły, zdecydowanie zapierały dech w piersiach!
Dojechaliśmy w końcu do położonego na ok tysiącu metrów punktu widokowego. W tym miejscu skończyła się droga asfaltowa.
Początek szlaku do schroniska
Z ośrodka w górę pięła się szutrowa ścieżka. Przemek oczywiście stwierdził, że nasz leciwy Peugeot 206 ma na tyle mocy aby zawieźć nas na szczyt. Zrobiło się o tyle ciekawie, że ścieżka gdzieniegdzie zwężała się do 3 metrów. Z jednej strony mijaliśmy niezabezpieczone skalne ścianki, z drugiej kilkudziesięciometrową przepaść. Pomimo moich prób zatrzymania Przemka sporo wcześniej, kontynuowaliśmy tę wycieczkę, aż nie przegrzał nam się silnik, a sprzęgło nie zaczęło śmierdzieć. Tutaj zapadła decyzja – szkoda byłoby spędzić resztę dnia na szutrowej ścieżce, bez zasięgu, organizując hol. W najszerszym możliwym miejscu i bardzo ostrożnie zawróciliśmy i zjechaliśmy na parking.
Droga wjazdowa do schroniska
W tym miejscu zaczyna się Park Krajobrazowy Rzeki znanej pod trzema nazwami: Elikonas, Vafiras lub Ourlias. Cytując tabliczkę znamionową, jest to najbardziej antyczna rzeka regionu. Według mitologii to właśnie w tej rzece rozwścieczone kobiety Dionu, umyły ręce po zamordowaniu Orfeusza. Rzeka jest także znana z malowniczych wodospadów i to właśnie jeden z nich mogliśmy podziwiać. Woda w tym miejscu była dosłownie lodowata 🙂
Zjeżdżając z góry skręcaliśmy przy małej knajpie w pobliskim miasteczku. Tęskni za turystami właściciele, dosłownie zaszli nam drogę i zaciągnęli siłą do środka. Musielibyśmy Ich chyba przejechać, żeby nie zjeść właśnie tu. Nie protestowaliśmy jednak, bo i tak zjedlibyśmy konia z kopytami. Zamówiliśmy pieczone żeberka z ziemniakami, a w ramach dania vege talerz przystawek. To drugie okazało się wyjątkowo ciekawe, gdyż składało się z bardzo smacznych past i smażonej okry, która naprawdę smakowała wybornie. Żeberka również były świetnie przyrządzone, a jedzenie ku naszemu zdziwieniu, okazało się świeże.
Właściciele knajpy tak bardzo cieszyli się z klientów, że co chwilę podchodzili pogadać. Oczywiście nie mówili ani słowa po angielsku. Miejscowy pijaczyna siedzący po drugiej stronie sprawnie nam jednak wszystko tłumaczył. Stwierdzili, że Julia ma niesamowite oczy, a do tego tak bardzo nas polubili, że jeszcze umyją nam samochód. Myśleliśmy, że to żart, ale stary Grek rzeczywiście poprosił, żebyśmy przymknęli szyby w aucie i umył nam auto 🙂
Kolejnym punktem do zwiedzenia tego dnia, były tajemniczo brzmiące Meteory. Nie szukaliśmy zbyt dużo informacji na ich temat przed wyjazdem. Nie zbudowaliśmy sobie też zbytnio obrazu tego, co nas może zastać. Na miejscu doznaliśmy szoku! Przed nami widniały ogromne masywy skalne położone na pagórkowatym terenie w dość nieregularny sposób oraz doliny, w których ulokowane są miasteczka. Do tego pojedyncze olbrzymie skały, gdzie znajdują się dzisiaj klasztory… Absolutnie majestatyczny obraz, który trzeba zobaczyć!
Miłym akcentem przed dalszą podróżą, okazały się miejscowe zwierzaki żyjące przy klasztorach. Karmione ewidentnie przez turystów i trochę żerujące na okolicznych śmietnikach. Julia oczywiście mogłaby z nimi siedzieć cały dzień i oddała im ostatnią bułkę słodką. A tak miałem na nią ochotę…
Linki:
Relacjonowali Wam: Julia i Przemysław