Chinkalnaja Szaszłyćnaja | Petersburg

Pewnego chłodniejszego popołudnia w Petersburgu, wracając ze zwiedzania dopadł nas deszcz. Nie był on jedyny, bo wraz z dużymi kroplami, dopadł nas również niemiłosierny głód. Desperacko zaczęliśmy więc szukać po drodze jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy się schronić, rozgrzać i wypełnić puste brzuszki.Ostatecznie trafiliśmy do Chinkalnaja Szaszłyćnaja, tuż obok naszego Petersburskiego apartamentu. Miesce to okało się być gruzińską restauracją, serwującą m.in ukochane przez Przemka chinkali.

Zapowiadało się wspaniale, niestety to miejsce nie spełniło naszych oczekiwań. Po pierwsze kelnerka nas obsługująca, do samego końca nie dostarczyła nam zamówionej, rozgrzewającej herbaty, na którą bardzo liczyliśmy. Przemek zamówił chinkali z baraniną, ja natomiast z niewielu opcji wege zdołałam wybrać pieczone ziemniaki i zawijasy z bakłażana z pastą z orzechów włoskich. O ile chinkali przyszły do nas w sensownym czasie i dość przyzwoite, ja na początek mogłam się cieszyć jedynie ziemniakami, które i tak były strasznie tłuste i szczerze mówiąc średnio smaczne. Zawijasy z bakłażana dotarły na stół, gdy ziemniaków i chinkali już nie było. Naszym zdaniem, niezbyt udany czas serwowania.

Nie były niesmaczne, ale pozostawiały trochę do życzenia. Ostatecznie musimy stwierdzić, że w morzu wspaniałych knajp i restauracji w Petersburgu, Chinkalnaja Szaszłyćnaja to raczej miejsce, które byśmy omijali. Nie byliśmy zadowoleni ani z obsługi, ani z jedzenia. Wystrój również nie rzucił nas na kolana. Nie polecamy.